W kosmetykach lubię przeciwieństwa — powinny mieć albo totalnie minimalistyczne, czarne opakowania albo krzyczeć z półki swoimi kolorami opakowaniami. Powinny mieć neutralne tony do naturalnego makijażu albo totalnie dojechaną kolorystykę, dzięki której zostanę królową imprezy. Czy możliwe jest połączenie jednego z drugim i to jeszcze dobrej jakości? Najnowsza paleta od the Balm udowadnia, że tak.
Opakowanie
W tym miejscu zazwyczaj opisuję w kilku zdaniach wygląd i funkcjonalność opakowania opisywanego kosmetyku. Jednak w przypadku tej palety można by stworzyć wręcz cały esej na ten temat! The Balm słynie z opakowań kartonowych, co ma swoje wady i zalety. Sama bardzo lubię kartoniki za to, że są lekkie i nie przeciążają mi i tak już ciężkiego kufra… Do minusów jednak zaliczam fakt, że łatwo się brudzą i dość ciężko je doczyścić w porównaniu z plastikiem. Ta paletka jest lekka i poręczna dzięki kwadratowemu kształtowi, a wygodny magnes zapobiega samodzielnemu otwarciu się kosmetyku. Całość jest jak zwykle stylizowana na czasy retro i nawiązuje do tytułu paletki, czyli jedzenia. Sama marka the Balm lubi również nawiązywać w nazwach produktów do mężczyzn, więc osoby znające angielski łatwo wyłapią zabawne gry słowne. Mamy więc nie wybór cieni, ale swoiste menu… cieni z imionami panów. Po otwarciu palety kolejne niespodzianki – duże lusterko, podobizny panów oraz wspomniane wyżej menu.
Dość ciekawym i równocześnie dziwnym rozwiązaniem jest dodatkowa wkładka zabezpieczająca cienie z wyciętymi literami w kształcie "eat ur".
Kolorystyka
Tu kwestia jest oczywiście bardzo indywidualna. Ja muszę przyznać, że po otwarciu paletki zaparło mi dech w piersiach. Cieni mamy 9, z czego 1 jest bardzo dobry, 4 są po prostu genialne, a pozostałe 4… to kwestia gustu.
Kolory ułożono w palecie trójkami. W pierwszym rzędzie mamy więc:
- Bruce Schetta – matowy, budyniowy cień, świetna baza dla innych kolorów lub na łuk brwiowy. Zdarzało mi się nałożyć go również pod oko dla rozświetlenia czy "wyczyszczenia" kącika po osypaniu się innego cienia.
- Mac Enchee – to po prostu cudeńko i cień, jakiego nie widziałam jeszcze nigdzie indziej. Chłodna, zgaszona mieszanka różu i fioletu, bardzo modny ostatnio odcień "dusty rose", który bije rekordy sprzedaży w pomadkach Anastasia Beverly Hills i Kylie Jenner. Pasuje do wszystkich najmodniejszych makijaży, pudrowych i pastelowych ubrań, loków z Instagrama… mogłabym go nosić codziennie. Jeżeli muszę się przyczepić, to chciałabym, żeby był delikatnie mocniej napigmentowany.
- Ray Sinbread – kolejny bardzo przydatny odcień matowego karmelu. Używam go teraz praktycznie w każdym makijażu do podkreślenia załamania powieki, w czym sprawdza się wyśmienicie.
- Tate R. Tots – Kolejny ulubieniec, tym razem skrzący się, zgaszony róż. Lubię nakładać go w formie plamki na środku oka, gdyż pięknie je otwiera i rozświetla.
- Rocky Road-Icecream – ostatni już geniusz tej palety, można powiedzieć, że to skrząca się wersja Mac Encheese.
Te pięć pierwszych odcieni jest tak idealnie dobrany, że komponują się ze sobą wyborowo w każdej kombinacji. Pozwalają stworzyć subtelny makijaż w najmodniejszych obecnie kolorach. Następna czwórka już nie budzi we mnie takiego zachwytu.
- Chris P. Bacon – Czyli miedziany metalik. Cień bardzo dobrze napigmentowany, ale odcień jest dość trudny, kojarzy mi się bardziej z jesiennym makijażem. Można też użyć go na dolną powiekę w makijażu smoky eyes, będzie dobrą przeciwwagą dla czerni na górze.
- Hal-Apeno-Poppers – to moim zdaniem najmniej udany cień w tej paletce. Nie jest to ani beż, ani złoto. Raczej delikatny chłodny bez z domieszką szarości i małymi drobinkami. Można spróbować wykorzystać go jako bazę – sama nie mam na niego pomysłu.
- Artie Chokedip – gdy zobaczyłam szary, stalowy odcień, byłam pewna, że nigdy go nie użyję, gdyż szarość rzadko wygląda korzystnie na oku. Jednak ten cień to wyjątek, fajnie podkreśla oko szczególnie przy jasnej karnacji i zielonej tęczówce.
- Alfred O’Pasta – grafitowy odcień z drobinkami, który nie jest zły, ale zdecydowanie zastąpiłabym go matową czernią.
Jeśli chodzi o kolorystykę, to odczucia mam lekko mieszane – połowa cieni jest moim zdaniem genialna i trochę nie rozumiem, skąd wybór kolorystyki pozostałej czwórki, która nijak się ma do początkowych czempionów.
Aplikacja i trwałość
Cienie aplikowane na bazę zachowują się trochę inaczej ze względu na swoje wykończenie i kolor. Bardzo dobrze napigmenowany jest karmelowy brąz, metaliczny "dusty rose" oraz szarość. Najmocniej napigmentowany jest chyba metaliczny miedziany cień w drugim rzędzie. Przy moim kochanym Mac Encheese muszę się trochę napracować, by był widoczny na zdjęciu, ale w świetle dziennym to w zupełności wystarcza. Za to beżowy z drobinkami… nie widzę go na oku. Naprawdę nie rozumiem tak dużej rozbieżności w kolorystyce i jakości tych cieni.
Propozycje makijaży:
– Codzienny "nudziak" – karmelowy brąz na załamanie powieki, jasny kremowy cień w wewnętrzny kącik, pozostała część powieki w odcieniu matowej "dusty rose".
– Roziskrzony zgaszony róż – Na całej ruchomej powiece środkowy zgaszony fiolet, środek powieki rozświetlony metalicznym różem.
– Jesienne smoky – Na górnej powiece wystopniowany i zblendowany najciemniejszy cień jak w typowym "smoky eyes". Dolna powieka dla kontraktu podkreślona mocno metaliczną miedzią.
– Szlachetna stal – oko wymodelowane dwoma odcieniami szarości – jasnym w wewnętrznym kąciku, ciemnym w zewnętrznym.
Jest to nietuzinkowa paleta raczej do makijaży dziennych niż wieczorowych. Natomiast jakość cieni i przede wszystkim jej 5 górnych kolorów sprawia, że używam jej teraz bez przerwy. Zdecydowanie polecam tę paletę wszystkim fashionistkom i miłośniczkom makijażu, którym wydaje się, że mają już wszystkie możliwe palety i kolory. Trochę żałuję, że druga połowa kolorów nie przypadła mi aż tak do gustu, ale i one znajdą swoje zastosowanie, a te piękne odcienie zgaszonego różu rekompensują mi to z nawiązką.

Z całej paletki podobają mi się tylko 4 cienie.
Fajna paletka, bo kolory bardzo ładne. Świetne na dzienny makijaż 😉
Bardzo ładne makijaże 🙂
Świetne kolory do codziennego makijażu, ale na pewno nie nudne! Bomba!
Chris P. Bacon Robi wrażenie 🙂
Podobają mi się kolory z tej paletki 🙂
makijaż bardzo ładny, ten miedziany mi się spodobał
ja znowu chciałabym mieć 1 paletę, gdzie znajdę kolory na makijaż dzienny i wieczorowy, a do tego jeszcze kilka krzykliwych kolorów, nie lubię mieć wielu palet, jedna konkretna by wystarczyła
W takiej sytuacji polecam z możliwości, które dają min Kobo i Inglot – zakupić kasetkę do cieni i samemu wybrać odcienie, które nas interesują. W ten sposób możemy być pewne, że nie płacimy za kolory, które nam nie odpowiadają i nie będziemy z nich korzystać 🙂 Napiszę niedługo o tym artykuł pt. "Zrób sobie paletę" 🙂