Rozmowa z Aleksandrą Matysiak właścicielką i twórczynią marki Melli care, kobietą niezwykle pomysłową i przedsiębiorczą oraz pełną energii.
Renata Zielezińska: Oferta kosmetyków na rynku jest imponująca, skąd pomysł na utworzenie firmy kosmetycznej?
Aleksandra Matysiak: W dotychczasowej pracy zawodowej byłam odpowiedzialna za sprzedaż międzynarodową oraz za realizację założeń marketingowych firm z branży kosmetycznej. Nie były to korporacje, ale średnie rodzinne przedsiębiorstwa, w których nie sposób zawęzić się do działań stricte związanych z przypisanym stanowiskiem export managera. Dzięki temu brałam czynny udział w procesie powstawania produktu, od zebrania danych z rynków zagranicznych o różnej specyfice i upodobaniach konsumentów, poprzez stworzenie założeń nowych brandów, linii produktowych, pojedynczych produktów, strategii ich wprowadzenia na różnorodne rynki, testowanie ich działania, dobór opakowań, współpracy z agencjami reklamowymi, jednostkami certyfikującymi, nawet firmami logistycznymi. Wyjeżdżałam na targi kosmetyczne, co jest fantastycznym sposobem na nawiązanie relacji z klientami, z konkurencją, śledzenie trendów… Przede wszystkim zawsze wiedziałam, że chcę mieć realny wpływ na rzeczywistość, na jej kreowanie. Momenty, kiedy byłam zatrudniana i nie mogłam realizować projektów, które moim zdaniem były warte realizacji, (a przekonanie moje wynikało z doświadczenia i tego czegoś, czego nazwać nie potrafię, ale załóżmy, że jest to intuicja, czy geny) – były impulsem do tego, że mur, który jest przede mną, zamiast przebijać głową i się poranić lepiej obejść i pójść własną drogą. Półtora roku temu wybrałam tę drugą opcję. Zostawiłam strefę komfortu daleko za sobą i zrobiłam skok na głęboką wodę. Nie wystarczył mi consulting dotyczący wprowadzania na rynek polski marek zagranicznych i odwrotnie – doradzanie polskim firmom jak zaistnieć na rynkach zagranicznych. Postanowiłam zrobić swoją markę. Po drodze był też niedoszły wspólnik, wieloletni kolega, który bez honoru odwrócił się na pięcie i sprzedał pomysł innej spółce… Jako mama dwójki małych dzieci miałam co robić, ale razem z mężem stwierdziliśmy, że energia mnie rozpiera i nie ma co płakać nad wspólnikiem, który zaprzepaścił wspólną szansę i zresztą nadal wchodzi mi w drogę, tylko trzeba zakasać rękawy i zrobić coś ciekawego i pożytecznego. Jednocześnie trafiłam na fundację Sieć Przedsiębiorczych Kobiet jej program Biznes w Kobiecych Rękach, udział, w którym dał mi pewność siebie i przekonanie, że sama też potrafię i dam radę, bo przecież jestem silna, kreatywna i ambitna oraz mam męża i dzieci, którzy mi kibicują. Do tego, dlaczego akurat kosmetyki do pielęgnacji szczególnie przesuszonej i zniszczonej skóry dłoni i stóp zainspirował mnie mój tata, który od lat zmaga się z cukrzycą i zanikającym krążeniem w stopach. Dolegliwość ta prowadzi do neuropatii i trudno gojących się ran, a wymaga bardzo regularnej pielęgnacji zachowawczej. Krótko mówiąc, postanowiłam stworzyć krem do stóp, który mu pomoże, będzie skuteczny, naturalny, wygodnie opakowany, będzie pięknie pachniał i wyglądał tak, że nie trzeba go będzie chować po kryjomu w kosmetyczce, ale z przyjemnością postawi się go na półce w łazience. Taka jest geneza, a od pomysłu do realizacji była długa, wyboista droga, czego wynikiem jest marka MELLI care przeznaczona do pielęgnacji dłoni i stóp nie tylko diabetyków, ale dla setek tysięcy kobiet chorujących na niedoczynność tarczycy, czy hashimoto, łuszczycę, atopowe zapalenie skóry.
Renata Zielezińska: Czym kosmetyki MELLI care wyróżniają się spośród innych produktów pielęgnacyjnych?
Aleksandra Matysiak: Przede wszystkim są sprofilowane. Mają dbać o dłonie i stopy. Są to produkty do zadań specjalnych, dla osób zmagających się na co dzień albo z wyżej wymienionymi schorzeniami, albo w pracy zawodowej narażeni na częste mycie, dezynfekcję dłoni i zakładanie gumowych rękawiczek oraz po prostu- zwykłe gospodynie domowe, które niszczą dłonie, używając detergentów podczas prac domowych, a nie chcą kupować w drogeriach tanich kremów z zawartością silikonów i innych niedozwolonych substancji, niejednokrotnie wyprodukowanych w Chinach za grosze, a dających możliwość zarobienia kroci nieuczciwym producentom, nawet pomimo niezbyt wysokiej ceny detalicznej na półce. MELLI care utożsamia się też z określonym stylem życia, świadomości i odpowiedzialności za siebie i za planetę. Jest rekomendowany dla osób, które znają swoją wartość, chcą prowadzić zrównoważony w miarę możliwości tryb życia: racjonalnie się odżywiać, racjonalnie uprawiać sport i świadomie dbać o profilaktykę, zarówno jeśli chodzi o badania okresowe, jak i pielęgnację skóry. Dlatego nie planujemy stanąć na sieciowej półce, tylko w salonie kosmetycznym, salonie spa, podologicznym, w sklepie zielarskim, z produktami eco, aptece, czy małym butiku, gdzie jest możliwość nawiązania relacji pomiędzy sprzedawcą, czy specjalistą kosmetologiem a konsumentem. Jestem zachwycona Marian Salzman, wspaniałą obserwatorką trendów na świecie, która w latach 90. przewidziała, że sieć zdominuje nasze życie. W tamtych latach ja kończyłam podstawówkę, a w Polsce rodził się wolny rynek i z Turcji, Węgier, Niemiec, czy nawet z krajów byłego ZSRR moi rodzice i ich znajomi przywozili różnorakie produkty nie tylko FMCG i zaledwie w ciągu kilku godzin, czy dni wyprzedawali cały asortyment. Nic nie było, więc wszystko się sprzedawało. Nawet Pani Irena Eris, która jest dla mnie idolką, opowiada, jak nie nadążała produkcją swojego pierwszego kremu. Potem rynek się nasycił, zostaliśmy zalani falą bylejakości. Marian Salzman mówiąc o sieci, miała na myśli to, że Internet i nowe technologie nas zdominują. Tak się stało. W międzyczasie pojawiły się u nas wielkie sieci, ale handlowe i po wielu latach prosperity ustępują pola dyskontom i małym sieciom oraz e-handlowi. Tak to dzisiaj wygląda — żyjemy w globalnej wiosce, są miliony produktów na każdą potrzebę, w sekundę można kupić produkt sprzedawany na drugim końcu świata. Półki drogerii uginają się od towarów za kilka, czy kilkanaście złotych i dostawcy prześcigają się wzajemnie w promocjach. Nie porównuje się jakości kremów, których jest 10 na półce, ale który krem ma więcej % zniżki, albo który jest sprzedawany w kombinacji 1+1, czy 2+1.
To przerażające, jak wielu uczciwych producentów staje na krawędzi bankructwa, robiąc wszystko, żeby na tej półce pełnej kolorowej bylejakości stanąć. Jest to z drugiej strony niesamowicie fascynujące dla mnie, że w dobie tak wielu sieci handlowych i wielu koncernów np. kosmetycznych odradzają się małe biznesy, małe fabryczki, małe manufaktury, małe rodzinne sklepiki z bio żywnością, z kosmetykami neutralnymi ekologicznie, jak wiele kobiet woli od kiecki z sieci, która po kilku praniach nadaje się do kosza i w której chodzi kilka koleżanek – woli wybrać mały butik modowy, w którym spotka projektantkę i utną sobie pogawędkę. Z jednej strony anonimowość i hejty w sieci, z drugiej strony małe lokalne społeczności i małe biznesy, które za pomocą e-shopów dostarczają towary w najdalsze zakątki globu. I jak po erze influencerów z milionowymi ilościami subskrybentów powoli nastaje era tych o mniejszym zasięgu, ale o większej sile rażenia, bo przecież pokolenie naszych rodziców, których decyzje zakupowe zapadały w fotelu przed telewizorem i wg nich dobre było to, co w reklamie pokazano za wielkie pieniądze koncernów, powoli nastaje era, kiedy to wkracza na arenę pokolenie milienialsów, dla którego polecenie znajomych jest wiele więcej warte niż idiotyczna reklama kremu, który wygładzi zmarszczki w kilkanaście dni i nieważne, że będzie zawierał składniki niesprzyjające naszej skórze.
Myślę, że prawdopodobnie to nie celebry ci, ale trendsetterzy będą mieli decydujące zdanie. A wracając do pytania, to wyróżnia nas też to, że nie stać nas na opłacenie VIP, określanego mianem celebryty, ale chcemy z konsumentów uczynić trendsetterów. Mamy na razie dwie ambasadorki marki i nie są to znane nazwiska, ale osoby, które nie bywaniem na salonach, ale swoją pracą i pasją powodują to, że inni chcą je naśladować i chcą używać poleconych przez nie produktów. Poleconych, bo sprawdzonych. Chcemy promować się w małych społecznościach, bo marketing szeptany jednak wraca do łask, ale jesteśmy również szczęśliwi, że osoby światowego formatu, jaką jest fantastyczna ambasadorka Polski na całym świecie, top modelka Ania Jagodzińska całkiem bezinteresownie poleciła nasz produkt na łamach prasy drukowanej, a dokładnie w czerwcowym wydaniu magazynu In Style. Ania jest ceniona nie za bywanie, ale za profesjonalizm i ciężką pracę na wybiegu i przed obiektywem oraz za bycie przedsiębiorczą kobietą, która założyła w Warszawie restaurację Think Love Juices propagująca zdrowe odżywianie. Takie okoliczności dodają skrzydeł i wiary w sens tego, że warto tworzyć kolejną markę pomimo tak imponującej oferty kosmetyków na rynku, jak słusznie Pani zauważyła.
Renata Zielezińska: Czy może nam Pani zdradzić, jakie będą kolejne kosmetyki, które znajdą się w ofercie MELLI care?
Aleksandra Matysiak: To na razie jest owiane tajemnicą, ponieważ wiemy, że pomimo iż jesteśmy na razie mikro graczem, to jesteśmy zauważeni i obserwowane są nasze ruchy na rynku. Mamy propozycję doinwestowania i rozważamy opcję działań z większym rozmachem i obcym kapitałem lub krok po kroku, ostrożnie i konsekwentnie, ale jednak na własny rachunek i odpowiedzialność. Na pewno rozszerzymy gamę kremów i scrubów. Wspaniali są nasi konsumenci, od których mamy fajny feedback i wspólnie z nimi poszukujemy nowych rozwiązań. Wychodzimy z założenia, że pielęgnacja dłoni i stóp ma znaczenie, ponieważ dłonie są naszą wizytówką, a stopy noszą nas każdego dnia i powinniśmy o nie dbać. Więc kierunek dla nas jest oczywisty. Na ten moment nie podejmuję się tworzenia kremów do twarzy, ponieważ kobiety, które chcą poprawiać swoją urodę i tak zdecydują się na romans z medycyną estetyczną, która jest coraz bardziej dostępna, powszechna i dla poprawy poczucia własnej wartości na pewno potrzebna i pożyteczna. Te kobiety są świadome, że to nie nie krem spowoduje młody wygląd. Natomiast te, którym ze skalpelem, czy igłą nie po drodze wiedzą, że nie ma takiego cudownego kremu na świecie, który odmłodzi. A od pielęgnacji twarzy mamy na rynku wspaniałe kobiety, choćby takie jak wspomniana p. Eris, p. Zwolińska, czy p. Soszyńska i wiele innych wspaniałych i odważnych kobiet, które podziwiam i które mam nadzieję, kiedyś spotkam na swej drodze.
Renata Zielezińska: Czy jest pomysł, by stworzyć również kosmetyki do makijażu?
Aleksandra Matysiak: Pomysłów jest cała masa. Przez ostatni rok spotkałam na swojej drodze tak wiele mądrych i życzliwych osób, które mnie inspirują, że chyba życia mi zbraknie na realizację tych pomysłów. A na poważnie mówiąc — czemu nie? Mam syna i córkę. Hania za kilka lat będzie nastolatką, pewnie zechce się malować i znając siebie, pewnie będę chciała mieć wpływ na to, czym smaruje swoją śliczną buźkę, więc niewykluczone, że zajmiemy się kosmetykami do makijażu. O moich fascynacjach mogłabym opowiadać do rana, ale nasza Polska marka Inglot, którą spotkać można na 5 Alei w NYC to niedościgniony wzór konceptu w kwestii makijażu.
Renata Zielezińska: Zdradź nam swoje sekrety sekretnej i troskliwej pielęgnacji skóry.
Aleksandra Matysiak: Uważam, że najlepszym kosmetykiem jest sen, odpoczynek i picie wody. Ja uwielbiam z cytryną i miodem. Pewnie wiele z nas ma tak samo, że po tygodniu pobytu na urlopie, kiedy jesteśmy zrelaksowane, wyspane i zadowolone, to nie potrzeba makijażu, bo naturalność jest najlepszą ozdobą. Przy dwójce małych dzieci nie ma czasu na bieganie do kosmetyczki i pilnuję jedynie peelingowania ciała i twarzy, dobrego kremu do cery naczyniowej i w miarę zrównoważonej diety. No i oczywiście nawilżanie skóry to podstawa. Podobno co piąta Polka ma problem z tarczycą. Jestem jedną z nich. Niedoczynność i hashimoto to choroby cywilizacyjne, autoimmunologiczne. Stres i przetworzona żywność, pełna chemii nie jest sprzymierzeńcem. Efektem ubocznym jest bardzo sucha skóra i ciągła senność, utrudniona koncentracja. Nawilżam więc skórę i tworzę MELLI care, żeby ilość zadań do wykonania dodawała mi adrenaliny. Bo najgorsze co można począć, to spocząć na laurach, poddać się marazmowi i malkontentom, którzy twierdzą, że nic się nie da zrobić. Niedawno opublikowałam na profilu społecznościowym moje zdjęcie wykonane przez profesjonalnego fotografa w makijażu i kolorowych ubraniach i niesamowicie miły był aplauz znajomych z mojego rodzinnego miasta, z którymi nie widziałam się 20 lat i którzy twierdzili, że nic się nie zmieniłam. Oni mieli na myśli wygląd zewnętrzny. Ja natomiast miałam chwilę zadumy i stwierdziłam, że charakter mam ten sam, ale ja przed 20. laty i ja dzisiaj to dwie różne osoby. Bagaż doświadczeń, tych dobrych i tych trudnych — podsumowałam i bilans wyszedł na plus. Z każdego wyniosłam naukę i mam nadzieję, że to zaprocentuje.
Renata Zielezińska: Bardzo dziękuję za rozmowę, moc wiedzy oraz cenne porady.
Miałam okazję testować te kosmetyki, zachęcam do lektury ich recenzji: Naturalna pielęgnacja dłoni i stóp z marką Melli Care.
Osobiście gorąco polecam!

pierwszy raz słyszę o tej marce, chętnie poznam ją bliżej
Bardzo lubię takie kreatywne osoby, a kosmetyki na pewno wypróbuję 🙂
Bardzo ciekawa osobowość. Takie kreatywne i odważne osoby się ceni. Inspiruje mnie do działania.
Sympatyczna kobietka. Kosmetyki są również ciekawe i warte wypróbowania.
ciekawy wywiad, gratuluję wytrwałości w dążeniu do wybranego celu,oby tak dalej
O, kosmetyki do makijażu to byłoby coś 🙂
Interesujący wywiad. Z przyjemnością go przeczytałam. Ciekawią mnie te nowości kosmetyczne.
Nie słyszałam o tej marce. A Pani Aleksandrze tylko pogratulować 🙂
Bardzo fajny wywiad i wartościowy wywiad,wspaniale się go czyta.Życzę dużo wytrwałości i powodzenia na nie łatwym rynku kosmetycznym
Ciekawy wywiad. Dużo fajnych nowości zobaczyłam:)
Interesujący wywiad z właścicielką marki, nowe produkty, które z pewnością zadowolą kobiety, dozowniki są najlepsze, z niecierpliwością czekam na recenzje blogerek tych kosmetyków
Bardzo fajnie się czyta to wszystko 😉 Fajnie że mogłam sobie przybliżyć tą markę, bo jak wcześniej wspominałam nie jest mi ona znana. Mam nadzieję że kiedyś będę miała przyjemność coś z tej gamy przetestować 😉
mikibym.blogspot.com